E-mail, jeśli masz pytania, uwagi, pozdrowienia
Lubię Islandię
  • Start
  • Zorza polarna
  • Zwiedzanie
    • Mosfellsbær
    • Esja
    • Reykjanes
    • Złoty Krąg
    • Reykjavik
    • Baseny
    • Akranes i tunel
    • Gudrun i Jan
    • Poradnik
  • Smaki Islandii
  • Dziennik
    • 1. Pierwsze wrażenia
    • 2. Reykjavik i zorza
    • 3. Esja
    • 4. Reykjavik
    • 5. Złoty Krąg
    • 6. Wieloryb i maskonur
    • 7. Reykjanes
    • 8. Konie islandzkie
    • 9. Akranes i Mosfellsbær
    • 10. Ostatni raz Reykjavik
    • 11. Dzień polski
    • 12. The end
  • O nas
Dzień 1      I     Dzień 2      I       Dzień 3     I   Dzień 4    I       Dzień 5     I   Dzień 6     I     Dzień 7      I      Dzień 8     I     Dzień 9      I     Dzień 10      I     Dzień 11     I    Dzień 12
Picture

Dzień 1. - pierwsza noc

Pojechaliśmy zimą na daleką północ, więc wzięliśmy ciepłe ubrania. Tymczasem w pokoju jest taka temperatura, że zakręcamy grzejniki i otwieramy okno. Mało. Otwieramy drzwi wejściowe, żeby ochłodzić pokój. 

Wzięłam za grubą piżamę. 

Wkrótce przekonamy się, że oni się wszędzie tak dogrzewają. W autobusach, w sklepach. Wszędzie mają bardzo ciepło. Ja się też szybko do dobrego  przyzwyczajam. Z czasem coraz rzadziej otiwerałam drzwi na oścież, żeby ochłodzić pokój. Lubię ciepło. Podoba mi się ta Islandia. 

31.01.2013

Dzień 1. 

Gdy tylko wyszliśmy z samolotu uderzył nas smród zgniłych jaj. Czy oni wiedzą, że tutaj tak śmierdzi? Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. 
I ziemia, która rodzi kamienie. Spękana, jałowa, tak brzydka, że aż piękna. 
Zacina śnieg. Jest czarno-biało, zmierzch. 

Patrzę na Pawła, ma nietęgą minę. Ja chyba też. Czy to na pewno dobre miejsce na podróż życia? Czytamy sobie w myślach - pomyślałam wtedy, ale gdy za kilka minut Paweł się odezwie, powie mi, że jest zachwycony. Sekundę wcześniej zapisuję w dzienniku, że zapowiada się depresyjnie. 

Po 1,5 godzinie docieramy do Mosfellsbaer, tutaj będziemy teraz mieszkać. Z umówionego punktu odbiera nas samochodem Gudrun. Gudrun ma pokoje do wynajęcia i stanie się nam bardzo bliska, pierwszego dnia jednak wymieniamy grzecznościowe uwagi. Wcześniej pisałam Gudrun, że nie trzeba nas odbierać, że widziałam na mapie, to tylko kilometr spaceru, ale uparła się po nas przyjechać. Teraz jestem jej wdzięczna. Mój plecak z dozwolonych przez linie lotnicze 23 kg podwoił jakimś cudem wagę. 

Docieramy do domu głodni. Mamy prowiant z Polski, ale z czym zjeść ten pasztet? Do sklepu mamy kawałek, zaraz zamykają. Tymczasem Gudrun zaprasza nas na zapoznawczą herbatę. Kładzie na stole kilka kromek chleba, wędlinę. Oczami wyobraźni pożeram to wszystko na raz, ale wychodzi ze mnie grzeczna panienka i smaruję masłem tylko jedną kromkę. Mówię, że w sam raz pyszne, bo akurat jesteśmy głodni. Mówisz i masz, od teraz tak będzie, że Gudrun chwyta w lot nawet to, czego nie chcę powiedzieć.  

Na stole pojawia się zupa krewetkowa (z puszki, pyszna). Do tego Gudrun uroczyście stawia na stole kieliszki. Po czym jeszcze uroczyściej nalewa do dzbanka... wody z kranu. Czytałam, że mają pitną wodę, ale że aż tak? Wszystkie wątpliwości mijają po pierwszym łyku. Woda jest pyszna. Od tej pory będę ją piła przy każdej okazji, nawet z pastą myjąc zęby. 
 
Jesteśmy zmęczeni podróżą. Sądziłam, że adrenalina popchnie nas dziś na pierwszą wyprawę. Idziemy na krótki spacer. Straciłam orientację. Ja mam doskonałą orientację. Muszę być naprawdę rozbita. 

Zorza śpi. Ziemia rodzi kamienie. Gdzie my przyjechaliśmy? 

31.01.2013

Copyright © 2013 Strefa Obrazu. Wszystkie zdjęcia oraz teksty publikowane na tej stronie są objęte ochroną praw autorskich
Powered by Create your own unique website with customizable templates.