Dzień 1 I Dzień 2 I Dzień 3 I Dzień 4 I Dzień 5 I Dzień 6 I Dzień 7 I Dzień 8 I Dzień 9 I Dzień 10 I Dzień 11 I Dzień 12
Dzień 4.
Wczoraj natura, dziś kultura (w tym fizyczna).
Ten dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Rekjaviku.
Dreptaliśmy klasycznymi szlakami turystów. Długo chodzić, długo opisywać. Klasyczny dzień turysty.
Ten dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Rekjaviku.
Dreptaliśmy klasycznymi szlakami turystów. Długo chodzić, długo opisywać. Klasyczny dzień turysty.
Click here to edit.

Nad jeziorem Tjörnin oddałam gęsiom, kaczkom i łabędziom swoją kanapkę. To jest warte odnotowania, kiedy jest się takim głodomorem jak ja, który nie wychodzi z domu bez czekolady. Czekolady im nie oddałam.
Bardziej ekscytujące przeżycie dopiero nastąpi.
Wracając w końcu odważyłam się na ten krok - wysiedliśmy kilka przystanków wcześniej i poszłam na basen.
Wiedziałam, że Islandczycy się kąpią zimą w otwartych basenach. Za diabła jednak nie mogłam nigdzie znaleźć informacji, że na każdym basenie jest jakieś "ciepłe" przejście spod pryszniców do wody. Może to tak oczywiste, że nie ma o czym pisać, pomyślałam.
Tak, jestem zmarźlakiem, nie znoszę zimna.
Tak, myliłam się, nie ma żadnych ciepłych tuneli dla zmarźlaków.
Po prysznicu poszłam tam gdzie wszyscy, ale wszyscy wyszli, a ja zostałam. No jak na dwór? W samym stroju, na bosaka, cała mokra? Przecież tam pada śnieg.
Zdecydowałam się zostać w wewnętrznym basenie. W krytej pływalni garstka dzieci... Nieee... Nie będę tak się pieścić... Pół świata przeleciałam i teraz mam pływać pod dachem z kilkoma najmniej odważnymi oseskami?
Otworzyłam drzwi na zewnątrz i nie namyślając się dwa razy wbiegłam do pierwszego najbliższego jaccuzzi. I jaauć, parzy! No tak, weszłam do 42-44 stopni Celsjusza... Przeskoczyłam do kolejnego, 40-42 stopnie. To jest temperatura, w której mogłabym żyć :)
W basenie woda normalna do pływania. Pływam. Widzę Esję, ośnieżoną, oblodzoną surową Esję. Wszędzie para. I ja w wodzie. Potem już nie musiałam biegać. Byłam porządnie nagrzana (ugotowana) od środka. Zimno stało się odległym wspomnieniem. A ja czułam się bohaterką.
Pokonałam jakąś kolejną blokadę w sobie.
2.02.2013
Bardziej ekscytujące przeżycie dopiero nastąpi.
Wracając w końcu odważyłam się na ten krok - wysiedliśmy kilka przystanków wcześniej i poszłam na basen.
Wiedziałam, że Islandczycy się kąpią zimą w otwartych basenach. Za diabła jednak nie mogłam nigdzie znaleźć informacji, że na każdym basenie jest jakieś "ciepłe" przejście spod pryszniców do wody. Może to tak oczywiste, że nie ma o czym pisać, pomyślałam.
Tak, jestem zmarźlakiem, nie znoszę zimna.
Tak, myliłam się, nie ma żadnych ciepłych tuneli dla zmarźlaków.
Po prysznicu poszłam tam gdzie wszyscy, ale wszyscy wyszli, a ja zostałam. No jak na dwór? W samym stroju, na bosaka, cała mokra? Przecież tam pada śnieg.
Zdecydowałam się zostać w wewnętrznym basenie. W krytej pływalni garstka dzieci... Nieee... Nie będę tak się pieścić... Pół świata przeleciałam i teraz mam pływać pod dachem z kilkoma najmniej odważnymi oseskami?
Otworzyłam drzwi na zewnątrz i nie namyślając się dwa razy wbiegłam do pierwszego najbliższego jaccuzzi. I jaauć, parzy! No tak, weszłam do 42-44 stopni Celsjusza... Przeskoczyłam do kolejnego, 40-42 stopnie. To jest temperatura, w której mogłabym żyć :)
W basenie woda normalna do pływania. Pływam. Widzę Esję, ośnieżoną, oblodzoną surową Esję. Wszędzie para. I ja w wodzie. Potem już nie musiałam biegać. Byłam porządnie nagrzana (ugotowana) od środka. Zimno stało się odległym wspomnieniem. A ja czułam się bohaterką.
Pokonałam jakąś kolejną blokadę w sobie.
2.02.2013
Copyright © 2013 Strefa Obrazu. Wszystkie zdjęcia oraz teksty publikowane na tej stronie są objęte ochroną praw autorskich