E-mail, jeśli masz pytania, uwagi, pozdrowienia
Lubię Islandię
  • Start
  • Zorza polarna
  • Zwiedzanie
    • Mosfellsbær
    • Esja
    • Reykjanes
    • Złoty Krąg
    • Reykjavik
    • Baseny
    • Akranes i tunel
    • Gudrun i Jan
    • Poradnik
  • Smaki Islandii
  • Dziennik
    • 1. Pierwsze wrażenia
    • 2. Reykjavik i zorza
    • 3. Esja
    • 4. Reykjavik
    • 5. Złoty Krąg
    • 6. Wieloryb i maskonur
    • 7. Reykjanes
    • 8. Konie islandzkie
    • 9. Akranes i Mosfellsbær
    • 10. Ostatni raz Reykjavik
    • 11. Dzień polski
    • 12. The end
  • O nas
Mosfellsbær          I        Esja          I          Reykjanes         I          Złoty Krąg          I           Reykjavik           I            Baseny i Blue Lagoon          I           Akranes i tunel          I           Gudrun i Jan

Baseny i Blue Lagoon

Islandczycy kąpią się na zewnątrz cały rok

Uwielbiam ich za to.  

Ale pierwsze wejście dla mnie było trudne. Bo jak to tak? Mam wziąć prysznic i wyjść w lutym na zewnątrz? Z mokrymi włosami? To co najmniej nierozsądne...
  

Blue Lagoon

Może jest przereklamowana, ale nie można odmówić tej niedorzecznie błękitnej sadzawce uroku. Robi wrażenie. Woda na zdjęciach wcale nie jest poprawiana w Photoshopie. Naprawdę jest mleczno-błękitna. 

Zwykły bilet do Błękitnej Laguny kosztuje 33 euro. Droższe opcje uwzględniają ręcznik do dyspozycji, masaże i co kto lubi. 

Bilet jest ważny tak długo, jak długo czynna jest Błękitna Laguna. I tak jest na wszystkich islandzkich kąpieliskach, a nie jak w Polsce, bilety liczone na godziny. 

Informacja dla tych, którzy jak ja, boją się zimna i momentu wyjścia na zewnątrz. Na Błękitnej Lagunie jest takie przejście dla zmarźlaków. Można jeszcze w budynku wejść do wody i wypłynąć na zewnątrz. Ale to jest kochani niezły obciach. Skorzystało z tego tylko kilka starszych pań. Wszyscy prawdziwi twardziele wychodzą wprost na zewnątrz i to nie zabija. Da się zrobić. Zaręczam o tym ja, pierwszy tchórz :) 

Woda - wspaniale ciepła, miejscami gorąca, tam gdzie zbyt gorąca, są informacje. 

Rzecz o której nie pomyśleliśmy - to są sole. Nie dość, że trzeba było zabrać butelkę wody ze sobą (inni o tym pomyśleli), to warto jeszcze było mieć w szatni krem do twarzy. Bo wprawdzie woda jest bardzo dobra dla skóry, ale ja wyszłam cokolwiek czerwona.  Dużo się naczytałam o tym, że ta woda niszczy włosy i jeszcze kilka tygodni po myciu, ciągle są w kiepskiej formie. Przesada. Jedno, dwa umycia i włosy nie pamietają Błękitnej Laguny. 

Na pragnienie zaradziliśmy, jak ostatnie snoby -  kupiliśmy sobie po prostu piwo. Bar znajduje się bezpośrednio w wodzie. Brak kieszeni z pieniędzmi nie stanowi kłopotu, pani w barze odbija naszą elektroniczną bransoletkę-kluczyk - przy wyjściu obsługa po prostu dolicza cenę. W ten sam sposób można sobie kupić masaż albo spa.  Cena piwa w Blue Lagoon nie odbiega od cen w lokalach w Reykjaviku, a nawet jest taniej niż w niektórych pubach (850 ISK czyli ~ 20 zł). Za to piwo w sytuacji wszechobecnego zasolenia smakuje jak woda na pustyni :) 

Ciekawostka przyrodnicza - Błękitna Laguna znajduje się na półwyspie pełnym pól lawy i na dnie kąpieliska także są kamienie. Sól jednak pokrywa wszystkie ostre kamienie czymś, co przypomina z widoku lukier z pączków. W efekcie chodzi się po gładkiej powierzchni, a kamienie zdają się być pomalowane grubą farbą olejną. Są gładkie w dotyku, nie ma możliwości się o nie skaleczyć. W sumie niesamowite. 

Fajnie, wszystko super, tylko co dalej? Obeszliśmy lagunę dwa razy. Woda w najgłębszym miejscu miała może 150 cm. Dla tych co lubią pływać nie jest to wielki rarytas, bo woda jest za słona, żeby zanurzyć głowę, nawet w okularach. Poza tym to jest raczej luksusowy resort, dziwnie byśmy wyglądali zasuwając w poprzek w naszych okularkach. 

Wypiliśmy to piwo. Poleżeliśmy sobie w płytkiej wodzie na brzegu gawędząc ze spotkanymi Polakami (w Islandii jest bardzo dużo Polaków i mają tam bardzo dobrą opinię). Pookładaliśmy się tym solnym błotkiem.

Minęła godzina i kilka minut. Jedziemy dalej? Jedziemy dalej. 

Moim zdaniem warto zobaczyć Błękitną Lagunę. Ale dla spragnionych wrażeń, nie warto planować na nią całego dnia. 

Baseny

Baseny są tanie i popularne jak budki z hod-dogami. 

Bilet kosztuje ok 500-600 ISK (ok. 13 zł) i można sobie pływać do końca dnia. 

Tak, to prawda, że na islandzkich basenach, przed wejściem do pływalni trzeba wziąć prysznic nago.  I zazwyczaj nie ma zamykanych kabin. Trzeba schować pruderię do kieszeni i zachowywać się tak jak wszyscy.  W przebieralniach wiszą zresztą plakaty z  narysowaną sylwetką człowieka i zaznaczonymi punktami, które należy dokładnie umyć - gdyby ktoś miał wątpliwości. Są też informacje, m.in. w języku polskim (na szczęście, nie tylko po polsku :)

Islandczycy po prostu zbiorowo dbają o czystość powyżej stóp. Nawiązanie do stóp nie wzięło się bez powodu. Nikt tam nie używa klapek kąpielowych. W Polsce klapki są nieodłącznym elementem każdego basenowego pływaka. W Polsce też obowiązkowo przechodzimy przey wanienkę z wodą (odkażającą?) pomiędzy basenem a prysznicem. Ja pierwszego dnia wzięłam klapki tylko po to, żeby biegać z nimi w rkach po pływalni i szukać dla nich miejsca. 

Nie pieszczą się za bardzo nad sobą. Sporo na basenach matek z dziećmi. Dzieciaki biegają na zewnątrz całe mokre, w mokrych włosach. W lutym, podkreślam. Padał śniegodeszcz, wiał wiatr. Mam wdrukowane w głowie, że nie wolno wychodzić na podwórko z mokrą głową. Te dzieciaki od dziecka tak biegają. Bardzo ich za to lubię.

Nawet, jeśli ktoś nie lubi pływać, samo posiedzenie w jaccuzzi z ciepłą wodą, gdy zimny wiatr owiewa ramiona, jest relaksujące, odprężające i dobre na wzmocnienie mniemania o sobie. Teraz czuję się taaaką bohaterką  :) 


Copyright © 2013 Strefa Obrazu. Wszystkie zdjęcia oraz teksty publikowane na tej stronie są objęte ochroną praw autorskich
Powered by Create your own unique website with customizable templates.